Przejdź do głównej zawartości

Leniwe jajeczka i króliczki... [Ulubieńcy miesiąca]

Moi drodzy – dziś przygotowałam dla Was trochę inny post. Mianowicie zapragnęłam rozpocząć serię „Ulubieńcy miesiąca” – jednym zdaniem podsumowanie, w którym znajdować się będą rzeczy, które mnie urzekły w minionym okresie czasu ^-^

Petit Bunny Gloss Bar od Tonymoly



Cena: 29 zł (Sephora)
          Jakiś czas temu na naszym rynku powoli zaczęły się pojawiać koreańskie kosmetyki – zarówno te do makijażu, jak i te do pielęgnacji (tych drugich jest jednak więcej – z tego, co zaobserwowałam). Markę Tonymoly znam, ufam jej i gdy tylko zobaczyłam te przeurocze błyszczyki w Sephorze, powiedziałam sobie: „Muszę je mieć!”. Zaczęłam od czerwonego króliczka (Juicy cherry).
          Po otwarciu produktu zostałam w szoku. Myślałam, że kupiłam uszkodzony egzemplarz, bo nigdzie nie widziałam błyszczyka! Dopiero po chwili zorientowałam się, że umieszczony w środku sztyft idealnie przylegał do ścianek, nie odbiegał od nich kolorem i myślałam, że również jest częścią opakowania XD Początkowo używałam go sporadycznie – nie chciałam, by takie cudo skończyło się tak szybko! Jednak z czasem zaczęłam aplikować go codziennie. Króliczek mocno nawilżał moje usta, delikatnie je koloryzował (na odcień różowoczerwony), a dodatkowo pachniał wiśnią. Jednym słowem: cudo *^*



          Dwa tygodnie temu zakupiłam kolejnego króliczka – tym razem pomarańczowego (Juicy Orange). Nawilża, koloryzuje usta na połyskliwy, acz delikatny pomarańcz, jednak w przeciwieństwie do czerwonego braciszka – nie pachnie tak intensywnie.
Opakowanie zdecydowanie zachęca do kupna – w końcu kto nie lubi uroczych króliczków?               Obecnie w Sephorze dostępne są cztery odcienie: Juicy Orange, Juicy Cherry, Juicy Apple i Juicy Strawberry. Cena (według mnie) jest akurat w sam raz – bo błyszczyk spełnia swoje zadanie (nawilża), dodaje koloru, a dodatkowo ma jak już wspomniałam rewelacyjne opakowanie. Co prawda jest jedno ale – białe napisy (nazwa produktu, producenta itp.) ścierają się po dłuższym użytkowaniu. Produkt zdecydowanie wart poświęcenia mu uwagi.                Czerwony króliczek świetnie sprawdza się na co dzień (w połączeniu z czerwonym lip tintem, jak i solo), natomiast pomarańczowy myślę, że będzie się ładnie prezentował w połączeniu z delikatną opalenizną w okresie wakacyjnym.

Paleta cieni do powiek Makeup Revolution. Wersja: Naked Chocolate



Cena: 39.90 zł(cocolita.pl)
          To biała wersja kultowej czekoladki od Makeup Revolution. Paletka zawiera 16 cieni do powiek w tonacji nude – inspirowanych tym, co kochamy, czyli czekoladą. Znajdą się tu zarówno cienie ze świetlistymi drobinkami, jak i satynowe, ciepłe i chłodne odcienie (cóż, mistrzem oceniania rodzajów cieni do powiek nie jestem XD). Kolejno kolory to (idąc od góry, od lewej strony):



Smoothly (jasny, perłowy – w połączeniu z Adorable tworzą idealny rozświetlacz – cień dobry jako baza i do podkreślenia aegyo sal)
Divine (metaliczny/brokatowy, miedź zmieszana z jasnym brązem, chłodny)
Mocha Love (metaliczny/brokatowy, ciepły  – złoto połączone z jasnym brązem)
Dipped (perłowy, chłodny odcień przypominający mi odrobinę kawę…)
Choc-fest (ciepły, satynowy – mleczna czekolada połączona z odrobiną gorzkiej)
Adorable (brokatowy, złocistokremowy cień – świetny jako rozświetlacz)
Buttons (chłodny, metaliczny cień w kolorze brązowym)
Frosted Choc (metaliczny, ciepły cień, mieszanka złota i brązu – mój ulubieniec z „błyszczących” się cieni – świetnie prezentuje się na powiece, delikatnie ją rozświetla)
Delight (miedzianobrązowy, metaliczny cień – jeden z najciemniejszych w całej paletce – świetne wykończenie makijażu w stylu nu goth – dodaje lekkiego połysku)
Sweet Shop (ciepły, satynowy cień w odcieniu mlecznej czekolady)
Sugar (perłowy cień w odcieniu czekoladowego brązu)
Double Dip (metaliczny cień w kolorze przybrudzonego złota – cudownie prezentuje się na powiece, idealny na słoneczne dnit, gdyż wtedy zawarte w nim drobinki delikatnie się mienią)
Tob-le-rone (jeden z moich ulubionych, satynowych cieni – szarość zmieszana z brązem – jak dla mnie perfekcyjny, gdy wybieram się gdzieś, będąc ubrana w stylu nu goth)
Wonka (najciemniejszy, ciepły, satynowy cień w kolorze gorzkiej czekolady)
Milky (jak widać, najczęściej go używam – perfekcyjny do konturowania, satynowy cień w kolorze rozbielonego brązu)
Way (najrzadziej przeze mnie używany, perłowy cień, złoto z domieszką wanilii)
          Mają one bardzo dobrą pigmentację i bardzo dobrze się blendują. Paleta jest idealnym wyborem dla osób, które nie lubią dużo ze sobą nosić – mam na myśli bronzery i rozświetlacze – i taką osobą jestem ja. Całość pozwala mi na wykonturowanie twarzy i jej rozświetlenie – i nie potrzebuję do tego osobnych produktów. Efekt jest naprawdę dobry; wielu znajomych pyta, gdzie znalazłam tak dobry rozświetlacz, a ja ze śmiechem odpowiadam, że to tylko cienie do powiek.
          Jest to typ palety, którą „można zużyć” – nie są to moje pierwsze cienie do powiek i wiem, jak miała się sprawa z poprzednikami Naked Chocolate. Wielokrotnie nie miałam jak użyć tych cieni – bo do szkoły nie można się było nimi malować (zbyt intensywne kolory), na okazje… rzadko ich używałam, a dodatkowo wszyscy wiem, jak wygląda kupowanie cieni, gdy nie ma się zielonego pojęcia o dobieraniu koloru pod oczy – bierze się to, co kolorowe, szałowe – a niekoniecznie odpowiednie dla nas. Naked Chocolate to idealny wybór dla niebieskookich (jak ja), bo ładnie podkreśla nasz kolor oczu. Dodatkowo znajdują się tu cienie, którymi można wykonać makijaż i na co dzień, i na wieczorowe wyjście ^-^
          Paletka pochodzi z serii „I Heart Makeup” – oprócz niej znajdziemy tu róże, rozświetlacze i bronzery w kształcie serc, nawilżające balsamy do ust, zastygające pomadki oraz urocze pędzle.



          Naked Chocolate tak jak inne paletki z serii ma opakowanie w kształcie tabliczki czekolady – tym razem mlecznej. Apetycznie, prawda? Niestety z jakością jest trochę gorzej, bo po trzech miesiącach używania ułamała się część zamykająca + fragment, który miał trzymać jeden z zawiasów – przez to górna część paletki nie trzyma się tak jak powinna. Na całe szczęście nie utrudnia to robienia makijażu :”) Do całości dołączony jest dwustronny pędzelek (klasyczna poduszeczka), a w górną część wbudowane jest lusterko.
           Czy warte swojej ceny? Cóż, tu akurat bym się zastanowiła. Uważam, że te 40 złotych można wydać dla tych 16 dobrych cieni. Jednak gdyby jakość opakowania była troszkę lepsza… Nie zmienia to jednak faktu, że kocham moją czekoladkę i bardzo ją polecam ^-^


 HOLIKA HOLIKA Gudetama Sleek Egg Peeling do twarzy



Cena:  64.90 zł (cocolita.pl)
          Ten przeuroczy peeling z kultowym Gudetamą dorwałam w T.K. Maxxie w okresie przedświątecznym – zapłaciłam wtedy za niego (jeśli dobrze pamiętam) około 40 złotych – i był to jeden z lepszych zakupów, jakich dokonałam.
           Peeling ma drobnoziarnistą konsystencję i pachnie jajkiem – a wbrew pozorom to naprawdę ładny zapach. Zgodnie z opisem produkt usuwa martwy naskórek, absorbuje sebum, zwęża i oczyszcza pory, wygładza skórę, nawilża i działa przeciwzmarszczkowo. (Ostatniej właściwości chyba jeszcze nie sprawdzę na sobie XD) Widzę efekty i uważam, że warto było zaryzykować i kupić.



          Opakowanie jak widzicie składa się z zamkniętego pod półprzezroczystą, lekko mętną nakładką jajeczka. Żółtko ma znudzony (a może wręcz zmęczony) wyraz twarzy. Oprócz uroczego designu całość jest trwała. Według mnie opakowanie pozwala na wygodną aplikację. Polecam miłośnikom Gudetamy, jak i tym, którzy po prostu lubią zmęczone, leniwe jajka ;)

Nawilżająca pianka do oczyszczania twarzy (Muzi) od The Face Shop



Cena: W przeliczeniu z PHP (peso filipińskie) – 23.51 zł
          Produkt ma za delikatnie oczyszczać i nawilżać naszą skórę. Wśród składników znajdziemy między innymi ekstrakty z aloesu i z ziół.
          Sam produkt trafił w moje łapki 14 stycznia – czyli w moje imieniny (dlatego nie jestem w stanie podać dokładnej ceny). Stosuję go jednak dopiero od miesiąca – ale efekty widać już po pierwszym użyciu.
          Pianka (choć dla mnie ma bardziej konsystencję kremu) faktycznie nawilża skórę, dodatkowo lekko ją chłodzi, a przy okazji mycie nią twarzy jest bardzo przyjemne.
          Produkt pochodzi z serii KaKao friends. Tubka jest biało-miętowa, a na środku króluje króliczek Muzi.




          Produkt wart swojej ceny – żałuję jednak, że jest tak mało (wręcz w ogóle) dostępny w Polsce. Mojej mamie udało się go znaleźć w T.K. Maxxie. Jednak z niecierpliwością będę czekać, aż pojawi się w innych sklepach – tak samo oczekuję na pojawienie się maseczek z serii KaKao friends <3 
                     
                      I to by było tyle na dzisiaj – mam nadzieję, że nowa seria się Wam spodoba ^-^ Dodatkowo zaraz po testach gimnazjalnych mam zamiar opublikować tutorial makijażowy w stylu menhera ^-^

Także do zobaczenia wkrótce – koniecznie dajcie znać, co myślicie ;)
          

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Menhera - czyli słodycz w sidłach choroby. [Narwal bawi i uczy]

Dziś mam dla Was obiecaną notkę o stylu menhera ^^ W sumie, to menhera jest nie tylko stylem, ale i sposobem na życie – swoistą ideologią. Na początku skupmy się jednak na wizerunku. POCHODZENIE, ZNACZENIE NAZWY         Menhera wywodzi się z emo punku (1990) i łączy w sobie zarówno cechy wymienionego tu poprzednika, pastel gothu, yume kawaii (yume – śnić) i yami kawaii (yami – ciemność) oraz decory. To tak ogólnie - samo pochodzenie menhery ma jednak znacznie bardziej skomplikowany przebieg.         Zaczęło się od tak zwanych „stylów mieszanych/złożonych” - które powstały poprzez połączenie elementów tych już istniejących. I na początku pojawiło się yume kawaii - czyli dużo pasteli, słodyczy, uroczych akcesoriów. Łatwiej było powiedzieć, że jest się ubranym w stylu yume kawaii, niż: „Dzisiaj mój strój jest połączeniem decory, fairy kei, kawaii lolity, kawaii emo itd.” Oczywiście nie ma dnia bez nocy i tak narodziło się yami kawaii - czyli mroczny odpowiednik

Menhera pod lupą. [Narwal bawi i uczy]

MODA           Menhera  w dużej mierze została spopularyzowana przez wspomniane w poprzednim artykule modelki. Dodatkowo swoją sławę zawdzięcza maskotce – Menherze-chan . Jako styl mieszany, stworzony z dwóch innych mieszanych stylów – zawiera w sobie całą masę elementów, które sprawiają, że jest wyjątkowa i niepowtarzalna. Dobra, ale o co w tym wszystkim chodzi? Skoro wiemy, skąd wzięła się nazwa + mamy podstawowe informacje odnośnie dwóch głównych składników, możemy zagłębić się dalej. Postaram się jak najlepiej przeanalizować cały styl – od A do Z! Dlatego nie owijając w bawełnę, zapraszam do „Krainy Chorej Słodyczy”! Zacznijmy od podstaw:    – pastelowe kolory (bez tego ani rusz) – często łączone z mroczniejszymi tonami    – bluzy/koszulki oversize , które zakrywają dolną część stroju      – podkolanówki/zakolanówki , bo wszyscy kochamy „ Zettai ryōiki ” ( absolute zone ) ;D    – medyczne akcesoria (w kształcie: strzykawek, tabletek, plastrów itp.)    – makijaż